Nocny spacer
Lato. Właśnie wróciłam ze spaceru. A było to tak…
Lipowo. Powietrze tak wysycone zapachem, że zostaje miodowy smak na języku. Teraz właściwie już noc. Cała łąka drży cykaniem pasikoników, wibruje, jakby unosi się. Przechodzę zwykle tą samą drogą – tym moim nocnym traktem. Wyciągam problemy na spacer, wyprowadzam je, a one, równie niegrzeczne jak moje sunie, obszczekują od środka mój umysł. No, cóż taka rzeczywistość, taki mamy klimat. Ale ja wiem, że one też potrafią odpocząć, położyć się i zasnąć. Dać żyć.
Podchodzę do niewielkiej łączki na końcu mojej drogi. Siedzę. Czuję ziemię, rośliny. Patrzę w niebo pełne gwiazd. Takie dalekie, a jadnak daje jakąś nadzieję. Przestrzeń. Ograniczona górami i koronami drzew. Nocna cisza, niby tak, ale jednak pełno dźwięków. Owady, słychać przeciskające się w gęstwinie sarny, a może to dziki czy jelenie. Psy od razu stają się czujniejsze. Nasłuchują. Jeszcze chwilka ukradziona spaniu. Jeszcze dotykam ziemi. Czuję. Jestem kawałkiem tego świata. Nasz zaprzyjaźniony lis znów pomylił drogę i wlazł prawie na Chilli, ta zjeżona chciała od razu za nim lecieć. Znam to uczucie. Każdy mięsień napięty i zupełny brak oddechu, tylko u niej trwa to chwilę, odpuszcza i znów zajmuje się swoimi sprawami.
A tu już matka lipa – przytulam się do niej po drodze. Uwielbiam poczuć oparcie całym ciałem, wącham korę, mech – nawet tu czuć drewnianą słodycz zapachu lipowego sezonu. Mech dzisiaj suchy, zamykam oczy. Odpoczywam. Po drodze jeszcze jeden przystanek, ojciec jesion. Jego kora pachnie dziś wybitnie sucho i cedrowo. Wieczór zaliczony, wszystkie kapliczki odwiedzone. Psy bardziej spokojne, ja bardziej spokojna, moje myśli, lęki i obawy – zasnęły.